Zakończył się styczeń, a więc chciałbym podsumować pierwszy miesiąc mojego challengu w czytaniu książek. Niestety styczeń obfitował w moim wypadku w wiele różnych zajęć, więc nie poszalałem w czytaniu, ale nie mogę też powiedzieć, że zaniedbałem się jakoś bardzo. Przypomnę może tym, którzy nie zaglądają na mój blog regularnie, że postanowiłem wziąć udział w akcji czytania jednej książki tygodniowo przez cały 2015 rok. W styczniu przeczytałem 3, ale jak znam siebie spokojnie nadrobię. Na początek przeczytałem więc książkę Roberta Korzeniowskiego i Izabeli Barton-Smoczyńskiej pt. „Moja droga do mistrzostwa”. Zacząłem rok od nieco słabej pozycji, bo książka mi się w ogóle nie spodobała. Miała być poradnikiem psychologicznym zmierzającym do ulepszania siebie, ale muszę przyznać, że większość rzeczy, o których była tam mowa znałem z życia czy książek, więc jakichś przełomowych rzeczy się nie dowiedziałem.
Kolejne książki były już dużo lepsze. Na drugi ogień poszło „Lśnienie” Stefana Kinga. Bardzo lubię tego autora, przeczytałem już jego kilkanaście książek, ale za każdym razem jestem pod wrażeniem mistrza grozy. King to ogólnie jeden z moich ulubionych autorów. Oglądałem już dawno temu film oparty na książce w reżyserii Stanleya Kubricka, więc wiedziałem o co chodzi, ale przy książce momentami się bałem, więc spełniła swoją rolę znakomicie 🙂
Trzecią pozycją przeczytaną w styczniu była książka autobiograficzna Phila Jacksona (napisana przy współudziale Huhga Delehanty’a) – „11 pierścieni” opisująca życie najlepszego (wg mnie) trenera koszykówki w historii. Książka to bardziej podręcznik psychologicznego przywództwa. To, jak ten trener potrafił poradzić sobie z największymi gwiazdami NBA to dla mnie wielki wyczyn. Gość jest prawdziwym czarodziejem, który potrafił bardzo nietypowymi technikami zdobyć 11 tytułów mistrzowskich NBA z różnymi zespołami. Żeby wymienić choć niektóre nietypowe zachowania trenera powiem, że kazał im wzorem Indian siadać w kręgu na początku i na końcu treningu, palił „zaczarowaną” fajkę z szałwii, kazał grać przy zgaszonym świetle, a na każdy obóz wręczał zawodnikom książki dopasowane do ich charakteru. Ta książka spodobała mi się bardzo, zwłaszcza, że tak blisko związana jest ze sportem i emocjami mu towarzyszącymi. Polecam wszystkim.
W lutym jadę na obóz, więc już teraz mogę powiedzieć, jakie książki zabieram do torby. Będzie to „Spark” Johna Rateya, „Martwa Strefa” Stephena Kinga (z promocji za 11zł w markecie Fresh – ma się to szczęście:), a także „Wójt – jedziemy z frajerami”. O wrażeniach oczywiście napiszę za miesiąc.