Mało ostatnio bloguję, bo i niewiele w kwietniu się u mnie dzieje. W minionym miesiącu byłem na badaniach biomechanicznych w Leeds w Wielkiej Brytanii i na zawodach IAAF Race Walking Challenge w Taicang w Chinach, ale nie zmobilizowało mnie to na tyle, bym napisał o nich od razu. Tą notką nadrabiam te zaległości. Wracam, by podsumować kwiecień i zaplanować maj. Wkraczam w kolejny etap.
[more]
Każdy moment jest dobry, żeby ćwiczyć żonglowanie. Siłownia w Leeds.
Po nieudanych zawodach w Lugano potrzebowałem przede wszystkim odpoczynku. Podtrzymywałem trening, ale nie robiłem jakiejś mocno budującej roboty. Jak mawiają komentatorzy na Tour de France: „cofnąłem się w głąb peletonu, ale jeszcze nie na jego koniec”. Zbudowanie formy na docelowy start to jak równanie z wieloma niewiadomymi, które na spokojnie trzeba rozwiązać, żeby nie popełnić błędu i nie robić obliczeń od początku. Wiedziałem, że bez odpoczynku się nie obejdzie, ale dzięki temu mogłem zając się innymi sprawami, których po powrocie z Australii trochę się zebrało.
Przyjemne chwile w Leeds
Jednak kiedy usłyszałem, że na Uniwersytecie w Leeds odbędą się badania, na podstawie których będą później szkolenia dla sędziów i konstruowane chipy do butów – nie zastanawiałem się zbyt długo. Badania okazały się rewelacyjne. Każdy z nas dostał pendrive’a z obliczeniami wartości ruchu i parametrów biomechanicznych, a to dla mnie niezwykle cenna informacja. Bardzo się cieszę, że za dwa lata IAAF wprowadza chipy, bo dzięki temu wszystko stanie się mierzalne i mniej subiektywne przy ocenie sędziów. Już nie mogę się doczekać pierwszych startów z tym systemem. Tym bardziej chciałem jechać do Leeds, by to na podstawie też mojej techniki ustalano pewne normy, a także po to, żeby zobaczyć, na czym te zmiany mają polegać. Mogliśmy w spokoju porozmawiać o tym i wymienić się poglądami. Była bardzo fajna grupa zawodników: Aneżka, Kate, Bethan, Frederik, Lukas i inni. Dużo się tam od nich dowiedziałem i nauczyłem.
Podczas badań na uniwersytecie w Leeds
Jeśli chodzi o zawody w Chinach, to niestety po raz drugi w tym sezonie 20km okazało się dla mnie ciężkim wyzwaniem. Podobnie jak w Lugano nie było mocy, więc wycofałem się w połowie dystansu. Ogólnie zawody były również owocne, bo za rok mamy w tym samym miejscu Drużynowe Mistrzostwa Świata, więc mam kilka spostrzeżeń, które mam nadzieję przydadzą się za rok. Nie będę też narzekał, bo fajnie ponownie spotkać się z tymi świetnymi ludźmi. Nie były to jakieś zawody zwyczajne czy zwykłe. Ale też nie będę się tym specjalnie zachwycał, bo w Chinach byłem już wcześniej sześć razy. Ot, podobało mi się, nic więcej.
Wczuwam się w rolę 🙂
W kwietniu odbyło się jeszcze kilka innych zawodów w chodzie sportowym. W Dudincach ponownie rozegrano mistrzostwa Polski na 50km, w których standardowo nie dopisała frekwencja – ukończyło zaledwie czterech Polaków, ale skoro podczas mistrzostw Polski w maratonie w trakcie Orlen Warsaw Marathonu sklasyfikowano tylko 22 panów, to widać problem liczebności dotyczy nie tylko nas. Z plusów zawodów w Dudincach warto dodać, że świetny wynik na 50km uzyskała kobieta – Agnieszka Ellward, która pobiła rekord Polski. Cieszy mnie to bardzo i liczę, że coraz więcej pań zmierzy się w przyszłości z tym dystansem, a może nawet wprowadzą wkrótce 50km kobiet do dużych imprez.
Tydzień po świętach Wielkanocnych odbyły się też tradycyjnie zawody w Zaniemyślu, w tym roku już po raz 15. To zawsze zawody na poziomie. Powiatowym. Nie będę się znęcał nad nimi, ale wyników tam nie było. Jeśli ktoś z zagranicy pyta mnie o ten start, to odbywające się dzień później zawody w Naumburgu w Niemczech były zdecydowanie lepszym rozwiązaniem (dla porównania zwycięzca w Niemczech na 20km miał tam 1:20:26, a u kobiet 1:30:34). Na pewno problemem pozostaje brak jakichkolwiek nagród, bo bez tego raczej ciężko oczekiwać przyjazdu (choćby) krajowej czołówki.
Tymczasem wracam do treningu na sto pro. Ostatnie tygodnie były treningowo średnie, ale teraz powoli się rozpędzam. Po nocy zawsze przychodzi dzień, chociaż moja była chyba nocą polarną. Zostanę powołany do Reprezentacji Polski na Puchar Europy w Podiebradach, gdzie standardowo powalczymy o medale. Już na początku maja jadę potrenować do Spały. Dawno nie zrobiłem żadnych epickich treningów, więc najwyższy czas wrócić do tej rutyny. Zależy mi na wykreowaniu atmosfery tajemniczości, wywołaniu zaciekawienia, a wręcz niepokoju u moich rywali. Najwyższą formę szykuję na sierpień, ale na Pucharze Europy też będzie dobrze. Już ja się o to postaram.