Dzień drugi upłynął nam pod znakiem smogu, bo to chyba on rzucił mi się najbardziej w oczy. A raczej zasłonił przed mym wzrokiem wiele z otaczającego mnie świata…

Wrócę może do pierwszej nocy, bo jak to po przestawieniu czasu, nie mogła być spokojna. Mimo melatoninki, 3 razy się przebudziłem: raz rozdzwonił się telefon (nieprofesjonalnie go zapomniałem wyłączyć), drugi raz złapał mnie skurcz (bardzo niesportowo się zachowałem wypijając wczoraj te dwie kole) i raz jeszcze.
Rano śniadanie, okazało się, że stołówka koło nas jest czynna od 10, więc musieliśmy targać aż do tej dużej, więc na trening o 9 trochę się spóźniliśmy z Rafałem.
Trening już cięższy, bo i kilometrów więcej, i samopoczucie jakoś gorsze (trochę ten smog popsuł nasze humory:/). Wioska również tętni życiem, cały czas Chńczycy coś jeszcze poprawiają, coś szykują. Choć na moje oko to już się wydaje gotowe.
Po treningu pojechaliśmy na krótką wycieczkę na plac , gdzie ponoć non stop jest z 1000 tajniaków. Porobiliśmy trochę fotek, i wracaliśmy. Jako, że z powrotem jechaliśmy metrem i autobusem (linia metra 1 a później 5, bus nr 7), więc jest szansa wrócić samemu jak bym się zgubił.
Z opowieści innych słyszę, że miasto całkiem odnowione, nowe drogi, pełno kwiatów, zieleni, i wiele strachu w oczach przeciętnych pekińczyków.

Wieczorem mieliśmy spotkanie organizacyjne w nasza Olimpijską Misją, brakło tylko piłkarzy ręcznych, którzy akurat wieczorem mieli kontrolę antydopingową (czyli w tym czasie pewno sikali: ). No i ekipa powoli nam się kompletuje, jest już pan Radwański z córką: ), jutro przylatują siatkarze. W środę ma odbyć się tutaj ślubowanie, m.in. dla nich, i tych, którzy jeszcze nie przysięgali czynić wszystko, co trzeba dla dobra polskiego sportu. Myślę, że i ja tam się pojawię, z ciekawości 😀
