„Skandal, wstyd, oszustwo…” rozpoczął swój występ kabaretowy Maciej Stuhr. Kojarzą mi się te słowa z tym własnie skeczem, z którego zaczerpnąłem ten wstęp. Oczywiście miał on być żartobliwy, aby wiadomo było, że żartuję.
Dla mnie słowa te pasują trochę do tego, co dzieje się dziś w wiosce olimpijskiej wśród Polskiej Reprezentacji. I nie mówię tu broń Boże o części sportowej, bo to zupełnie co innego.
Po wczorajszym starcie byłem zmartwiony, często jakiś błąd powoduje, że start nie wychodzi tak, jak zaplanowaliśmy. Bo prawie zawsze można było coś zrobić lepiej. Nie mogę sobie zarzucić walki do końca, z rywalami, czasem i z samym sobą. Jednak kierownictwo naszej misji nie przejmowało się raczej mym nastrojem, informując mnie (przez kolegę, bo po co osobiście), że jutro mam się spakować i w poniedziałek o 4 rano wracamy do domu. Wielkim zaskoczeniem było dla mnie, że nikt nie raczył poinformować mnie o tym wcześniej. A zaskoczenie jeszcze większe, że takich osób będzie jutro ze 150. Z rozmów wiem, że większość mych znajomych tak jak ja zaskoczonych tym jest.
Miałem od dzisiaj mieć kilka dni spokoju psychicznego, wyspać się wreszcie, odpocząć. Nie dane mi jednak to na razie było. Przed startem nie byliśmy na żadnej wycieczce, jedynie raz na Placu Tian’anmen na chwilę. Planowo mieliśmy zostać w Pekinie do 25, dowód tutaj.
Dowiedziawszy się wczoraj, że jest szansa dostać się na Chiński Wielki Mur, wstaliśmy o 7 i po szybkim śniadaniu udaliśmy się na dworzec. Tam trzeba było liczyć, że komuś jednak nie będzie chciało się wstać tego pochmurnego niedzielnego poranka i uda nam się wskoczyć na ich miejsce. Udało się, pojechaliśmy, wdrapaliśmy się na górę, kilka zdjęć i powrót. Następnie do kościoła (dziękuję serdecznie naszemu kapelanowi olimpijskiemu ks. Edwardowi Pleniowi za wszelką pomoc tu na Igrzyskach), obiadek, potem do centrum międzynarodowego kupić jakieś koszulki i czapeczki, wypisać i wysłać kartki (zrobiłem sobie znaczki ze swoim zdjęciem;), załatwić płytę DVD z nagraniem startu (wszędzie trzeba być osobiście i z akredytacją). Wiele tego, lecz kto wiedział, że ktoś podejmie jakieś dziwne decyzje. A przed startem nikt nie chciał sobie tym zawracać głowy. Start na 20km, zwłaszcza w takim upale i smogu to wielkie obciążenie dla organizmu. Po powrocie dojdzie jeszcze zmiana czasu (na wschód jest znoszona dużo gorzej niż niestety). Nie lubię narzekać, ale ten wylot to bardzo dziwna decyzja, która generalnie jest kaprysem któregoś z działaczy. Wyrzucono kilku złotych medalistów olimpijskich (m.in. wioślarzy), a wystarczy, że Szymon Ziółkowski powiedział do szefa misji olimpijskiej (Kajetana Broniewskiego), aby ten mógł zostać, by można to było załatwić. Reszta, nie mająca znajomości, oczywiście wraca. A działacze zostają.
Dopiszę coś jeszcze wieczorem, dziś zanosi się na „Polską Niedzielę”…

