Igrzyska dobiegają końca. Dziś cieszyć się mogliśmy kolejnymi dwoma medalami, srebro zdobyła Maja Włoszczowska w MTB i nasze kajakarki – Aneta Konieczna i Beata Mikołajczyk.
Już 10 medali ma na swoim koncie Polska Reprezentacja Olimpijska Pekin 2008. Pan prezes PKOl może spać spokojnie, bo obiecywał przecież, że poda się do dymisji, jeśli gorzej niż w Atenach będzie. Nie było. Było tak samo (choć jeszcze nie przesądzajmy, w końcu jutro startują nasi maratończycy, a póki biegną, będę liczył po cichu na medal). Tak samo dobrze, czy tak samo źle. Tu ciężko o zgodność. Wielce narzekano już 4 lata temu, że dzieje się źle. A teraz zapowiadało się nieciekawie, lecz tak jak zresztą liczyłem, najgorzej nie było. Jawi się za to pytanie, co zrobić, aby było jeszcze lepiej. Bo skoro Igrzyska Olimpijskie dobiegają końca, to warto zatrzymać się nad kondycją naszego sportu. Dla mnie szykują się 4 lata ciężkiej pracy. Lubię nazywać mój trening pracą, choć różnica jest taka, że ja za ten trud nie dostaję pieniędzy. A szkoda, bo podejście do tego było by pewnie inne, gdybym mógł skupić się tylko na tym, co lubię robić, czyli treningu moim. A nie nad tym, czy pójść do pracy i nie martwić się o jutro. A sporo naszych reprezentantów jest w takiej sytuacji. Wielu polskich kibiców oczekuje (ba, nawet wymaga) od każdego olimpijczyka medalu. Każdy z nas chciałby go przywieźć, to pewne. Szkoda, że niewielu kibiców ma choć podstawową wiedzę o tym, co trzeba zrobić, aby sukces taki osiągnąć. Nie każdy wie, że najlepszą wytrzymałość osiągnąć można koło 30-tki. Choć bywają przypadki, kiedy ten szczyt jest dużo wcześniej, lecz wtedy zazwyczaj skok ten jest jednorazowy, a zawodnik taki szybko jest zapomniany. A któż nie chciałby widzieć na kolejnych Igrzyskach po raz kolejny Polaków na podium? Problemem pozostaje znowu, jak to nasze szkolenie będzie przebiegało. Znów z niecierpliwością oczekiwać będziemy na skład naszych kadr. A potem z niepokojem szykować się do przyszłorocznych Mistrzostw Świata w Berlinie. Bo przecież w polskim sporcie wszystko jest niepewne. Napiszę w skrócie, jak było po Atenach. Przez rok ci, co byli w czołówce, stypendia dostawali. Następnie nasi kochani rządzący uchwalili ustawę o stypendiach w sporcie, która mówiła, że na stypendia mogą liczyć tylko medaliści imprez typu Mistrzostwa Świata czy Europy. Po roku (!) zmieniono ten zapis na pierwsze ósemki tychże imprez. A później już było tylko gorzej. A dla przeciętnego sportowca wszystko to powoduje ciągłą niepewność, jak z tymi stypendiami w końcu będzie. Bo wiedząc, że w tym roku mam potwierdzić tu i tu formę, zrobić taki i taki wynik czy miejsce, łatwiej byłoby spać spokojnie i szykować się na to. A w perspektywie myśleć o medalu olimpijskim. A tu co roku inaczej. I wielu swoje talenty zakopało przez to. Nie zapominajmy, że sportowy wynik składa się na wiele lat ciężkiej, uporządkowanej pracy. Widząc progresję łatwiej ocenić kogoś i dać mu szansę. Niestety ci, którzy to za nas ustalają, nie chcą o tym chyba pamiętać. Dla kogoś, kto studiuje jest jeszcze szansa na stypendia od uczelni (choć trzeba mieć szczęście). Ale po 26 roku życia lub zakończeniu danego fakultetu dylemat pozostaje, czy trenować dalej. Polskie kluby też się z problemami tylko borykają (choć są chyba wyjątki, ale uśredniam całość). Nie lubię narzekać, lecz analiza czasem się przydaje, bo i łatwiej wtedy ocenić realnie jakieś szanse. Można też wnioski na przyszłość wyciągnąć. Nie wspomniałem tu jeszcze o sponsorach, którzy się oczywiście pojawiają, lecz to temat trudny. Miło, gdy znajdą się tacy, którzy wspomogą sportowy rozwój talentów w Polsce, bo nie samą piłką nożną nasz sport stoi. Od roku ubiegłego wiele słyszałem o zawodowej grupie Halls, która była jednym z współtwórców sukcesu Maji w kolarstwie górskim w Pekinie. Chciałbym, aby każda konkurencja miała pomoc od sponsora, a wtedy myślę, że tych medali będzie więcej. A sponsor satysfakcję i prestiż. Czy to tylko marzenia?
Mój start, jeszcze na stadionie. Po mojej prawej późniejszy brązowy i złoty medalista naszego chodu…
Trener Krzysztof Kisiel i fizjoterapeuta Krzysztof Piszczatowski („Szaman”) pomagali nam podczas rywalizacji.