Z zapartym tchem oglądałem dzisiejsze zakończenie Igrzysk XXIX Olimpiady. Z szybszym biciem serca obserwowałem także zapowiedzi kolejnych Igrzysk, które odbędą się po raz trzeci w historii w zamglonej brytyjskiej stolicy. Dla mnie zapowiadają się kolejne 4 lata ciężkiej harówki, jeszcze mniej czasu na cokolwiek i wiele większych i mniejszych sukcesów, choć pewnie więcej od nich pojawi się porażek…
Każde Igrzyska Olimpijskie zamykają pewien okres w życiu sportowca. Przychodzi więc refleksja, czas podziękowań tym, którzy przyczynili się do tego mojego sukcesu, jakim było przebrnięcie przez kwalifikacje i uzyskanie minimum olimpijskiego.
Dziękuję więc mojemu pierwszemu trenerowi, Czesławowi Lamchowi, mojemu nauczycielowi WF z podstawówki, za jego poświęcenie i zachęcenie do uprawiania sportu.
Dziękuję trenerom kadrowym, najpierw w juniorach Pawłowi Wiśniewskiemu, a w seniorach Krzysztofowi Kisielowi, za pomoc, której potrzebuje młody zawodnik.
Dziękuję obecnemu trenerowi, Wacławowi Mirkowi za cierpliwość i wiele starań, które pozwoliły na kolejne rekordy życiowe.
Dziękuję rodzinie, szczególnie moim rodzicom i bratu za dobre słowo i wiele miłości.
Dziękuję wszystkim przyjaciołom, znajomym, kumplom i kibicom, bo to dla Was warto się poświęcać, wiedząc o wsparciu i pamięci.
Chciałbym podziękować też sponsorowi, lecz niestety nie posiadam takiego, aczkolwiek ciągle szukam i nie tracę nadziei.
Wyjeżdżam na parę dni nad morze, więc mnie na blogu próżno szukać, ale trenować trochę będę. Jeszcze będzie czas, by odpoczywać. A za tydzień w Gdańsku będę na zawodach. To chyba tyle. Tymczasem.
PS. W ostatnim dniu rywalizowali nasi maratończycy, po cichu liczyłem na jakąś niespodziankę, ale skończyło się tak jak w wielu polskich przypadkach. Mam nadzieję, że chłopaki wezmą się w garść i słuchać nie będą wszechobecnych polskich krytykantów, a w kolejnych zawodach sięgną po medale, bo „nie od razu Pekin zbudowano”.
