Z budowaniem formy sportowej jest trochę jak z pieczeniem drożdżowego ciasta. Trzeba przygotować te nasze składniki, dobrze dopasować proporcje, a kiedy ciasto jest już w piekarniku nie można doglądać za często, bo oklapnie i wyjdzie zakalec. I tak w przebiegu kolejnych tygodni budowania kondycji na docelowe zawody nie można sprawdzać się za wcześnie, startować nieprzygotowanym, tylko spokojnie czekać, aby cieszyć się z gotowego „produktu” we właściwym czasie. I tak jak zasiadamy przy świeżutkim cieście i popołudniowej kawie, tak też wytrenowany zawodnik podejmuje rywali na zawodach w momencie, kiedy jest do startu gotowy.
Dlatego więc postępował będę w sezonie obecnym z takim właśnie spokojem do mojego przygotowania, nie spiesząc się, tylko powoli rozkręcając tą całą sportową machinę.
Wracając do tego co w tych moich przygotowaniach do sezonu, mogę napisać, że w dniach 2-15 grudnia trenuję na obozie w Spale. Po pobycie w Zakopanem całe 3 dni spędziłem w Krakowie, 1 dzień w Częstochowie i rozpocząłem kolejny etap sezonu przygotowawczego. Spokój mój zaburzyły jedynie drobne kontuzje, które nękają moją nogę. Najpierw przypałętał się ból w stopie, a kiedy wygoniłem go stamtąd, podstępnie zaatakował moje kolano. Ale próbuję się go pozbyć mrozem z Krioterapii, laserem, polem magnetycznym, naświetlaniem wszelakim, falą uderzeniową, chłodzeniem, maściami i zaklęciami, ale póki co wychodzi chyba na remis. Jeśli to nie pomoże, wezwę na pomoc badanie USG i specjalistów lekarzy, którzy spotkali wiele bolących kolan i uczynili je zdrowymi. Liczę, że to nic poważnego, ale nie ma co lekceważyć żadnych dolegliwości. Bo jak wspomniałem na początku, nie trzeba się z niczym spieszyć, do pierwszych startów czasu jeszcze sporo. I mnie ten spokój uratuje…