Początek roku to dobra okazja do podsumowań i planów na przyszłość. W moim przypadku ciężko o jakieś solidne podsumowania, bo ubiegły sezon miałem zupełnie nieudany, więc nie mam nawet do czego sięgać pamięcią. Postaram się jednak napisać w skrócie jakie były moje usilne starania, a na koniec jakie mam plany na kolejny rok.
W ubiegłym roku nie udało mi się ani razu ukończyć dystansu 20km na zawodach. Pomimo, że na treningu robiłem nawet klasę mistrzowską, na zawodach ciążyła na mnie jakaś klątwa i za każdym razem coś stało na przeszkodzie w uzyskaniu wyniku na miarę moich oczekiwań.
Po sezonie halowym, w którym startowałem dość sporo (na początek w Samarze, później w Wiedniu i na koniec w Halowych Mistrzostwach Polski w Sopocie) nic nie zapowiadało, że dalej będzie tylko gorzej. W pierwszym moim starcie odnowiła się kontuzja mięśnia dwugłowego uda, a w efekcie zostałem zdyskwalifikowany przez sędziów w Lugano w Szwajcarii. Myślałem, że najgorsze mam za sobą. Ale nie. Następnie wystartowałem w Zaniemyślu, gdzie również musiałem wycofać się, bo noga bolała mnie tak, że nie miałem już jak kontynuować tego startu. Zrobiłem sobie prawie 6 tygodni całkowitej przerwy, byłem w Łodzi na zabiegu ostrzyknięcia mięśnia i rozpocząłem spokojne treningi. Trenowałem bardzo ciężko, aby spróbować swoich sił na Litwie. Niestety i tam nie ukończyłem zawodów, noga już tak bardzo nie bolała, ale sędziom nie podobała się moja technika i zostałem zdjęty z trasy. Startowałem jeszcze w Mikołowie i Katowicach na krótszych dystansach. Ostatniej szansy walki o wartościowy wynik podjąłem się na Mistrzostwach Polski Seniorów w Szczecinie, ale i tu sędziowie nie dali mi szansy ukończyć dystansu.
Następnie zrobiłem sobie przerwę, by wystartować jeszcze bez żadnego ciśnienia na jesień. Spróbowałem swoich sił na dystansie 10km. W Rosji zawodów nie ukończyłem, a w Katowicach zająłem dobre, piąte miejsce. Na koniec udałem się jeszcze do Chin na 4-dniowy Tour, który ukończyłem na 37 miejscu, a więc w połowie stawki.
Sezon ten utwierdził mnie w przekonaniu, że jeśli nie mam pełnego zdrowia nie ma sensu trenować, bo i tak na zawodach nie przynosi to efektu. Kiedy na mistrzostwach Europy w Barcelonie osiągałem 7 miejsce, walczyłem bez problemu z najlepszymi na Starym kontynencie. W roku kolejnym zdobyłem srebrny medal na Pucharze Europy. W roku olimpijskim zrobiłem życiówkę na 20km i 10km, a rok później zdobyłem 2 miejsce w IAAF Race Walking Challenge’u w Sesto San Giovanni, pokonując m. in. Yusuke Suzukiego (który w ubiegłych 2 latach był liderem światowych tabel) i Dana Bird-Smitha (który prawie wygrał 4-dniowy tour w Chinach). Widać, że wszyscy przez ostatnie lata poczynili progres, a moje wyniki zatrzymały się w miejscu. Czas zrobić krok do przodu, minąć ten most, wrócić z dalekiej podróży, bo ileż może trwać moje pechowe fatum?
Teraz rozpoczynam kolejne przygotowania. To już mój kolejny sezon przygotowawczy, inny niż wszystkie, bez jakiegokolwiek wsparcia ze strony Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Nie poddaję się jednak, trening sprawia mi ciągle wiele rajcunku, a nowe wyzwania pozwalają przetrwać codzienną monotonię. O moich przygotowaniach i przemyśleniach jak zwykle będę informował na tejże stronie.
Ten sezon to dla mnie przede wszystkim sprawdzian mojej pracy nad techniką. Niestety nie mogę tak jak inni zawodnicy po prostu wyjść na trening i zrobić to, co zaplanowane. Na każdym treningu moje myśli są skupione na mojej technice. Staram się poprawiać wszelkie przyruchy, kontrolować ekonomikę, pracować nad każdym elementem motorycznym. Zauważam już pewne prawidłowości. W treningu chodziarza najgorsze to robić tylko długie, spokojne treningi. Jeśli nie wprowadzimy szybszych odcinków, np. rytmów albo interwałów, technika od razu się psuje. Największe korzyści zauważam w pracy nad moją techniką dzięki poprawie sprawności, eliminowaniu przykurczy, ale przede wszystkim szybkim odcinkom, które poprawiają ekonomię i płynność ruchów. Nie można o tym zapomnieć. O moich kolejnych spostrzeżeniach będę na bieżąco informował.