Początki sezonu skłaniają do refleksji. Tak to jest też i u mnie.
[more]
Max Kolonko mówi, jak jest. Ja w takim razie będę pisał, jak jest. A jest raz lepiej, a raz gorzej, jak to w życiu bywa…
Moje przygotowania wkraczają w fazę regularnego treningu. Po czterodniowych zawodach w Chinach cały październik trenowałem w kratkę. Od listopada ćwiczę już systematycznie, według planu. Po to, żeby do Australii polecieć wytrenowanym na tyle, by swobodnie się tam rozpędzać. Dotychczasowy trening w listopadzie był strawny, choć parę razy mi się odbiło. Gorzej, jeśli chodzi o moje prędkości i siłę, bo jestem na razie w czarnej jak wungiel… kropce. Forma po roztrenowaniu jest nikła, za to deficyt snu – znaczący. Staram się nie spadać poniżej pewnego treningowego poziomu, więc nawet po roztrenowaniu nie jest ze mną chyba aż tak źle. Choć mały dyskomfort się zdarza. Motywacji nie brakuje, więc zamierzam w przyszłym sezonie jeszcze postartować i powalczyć z najlepszymi. Chcę zobaczyć, na co mnie jeszcze stać i wszystkim pokazać, że ostatnie sezony to nie było moje ostatnie chodziarskie słowo.
Nie jest jednak tak, że trenuję od razu bez opamiętania. Dzień bez treningu to dzień regeneracji, więc od czasu do czasu pozwalam sobie na wolne, bo organizm nie wielbłąd, odpocząć też musi. Poświęcam wtedy czas na inne rzeczy, a mam tych obowiązków coraz więcej. Musze się rozwijać, bo inaczej bym się zwijał. Co nie?
Światełko w tunelu zawsze jest…
W Wałczu odbyła się niedawno tradycyjna konferencja PZLA. Jestem nieco zawiedziony po konferencji, że w szkoleniu centralnym nie uwzględniono Dawida Tomali i mnie. To chyba pierwszy raz od wielu lat, że PZLA nie szkoli żadnego zawodnika na 20km. To kolejny przykład braku perspektyw. Niestety dalej wygląda to tak: „Rzucam propozycję: weźmy do kadry zawodnika X. Będzie dobrze. Serio. To się uda”. A potem są dwa uda: albo się uda, albo się nie uda.
Plusem dodatnim konferencji było to, że trenerzy mogli się spotkać i pogadać. Konferencja przebiegała klasycznie: nic nie ustalono, nie określono rozwoju lekkiej atletyki na przyszłe lata, nie zapadły jakieś kluczowe decyzje, nie było rewolucji. Słowem – stagnacja. Ustalono za to minima na Igrzyska Olimpijskie, które w chodzie na 20km wynoszą odpowiednio 1:31:00 dla kobiet i 1:21:00 mężczyzn. Minima są wymagające, ale na pewno w zasięgu dla kilku zawodniczek i zawodników (w tym mnie:). Jednak według mnie ustalanie wysokich minimów w całej lekkiej atletyce przez PZLA jest błędem. Skoro na zawody te wysyła nas PKOl, to według mnie mima powinny być wysokie, ale nie kosmiczne. A takie w wielu konkurencjach są. Znam wiele zawodniczek i zawodników, którzy przez wiele lat trenują, by wypełnić te minima, a wywindowanie ich tak wysoko podcina im skrzydła. Przecież większość lekkoatletów widząc je – podda się już na starcie. Wiadomo, że działacze wolą ustalić wysokie minima, żeby potem nie tłumaczyć się np. w ministerstwie sportu czy w mediach, jeśli wysłaliby dużą ekipę. Ale taką postawą walczą oni tylko o utrzymanie swoich stołków. Chyba na pierwszym miejscu powinno być dobro zawodników, żeby mieli komfort przygotowań, przez sensowne minima. Gonienie cały sezon za minimami może dla wielu skończyć się kontuzją, a w niektórych przypadkach nietrafieniem z formą na najważniejszą imprezę. Czy o to nam chodzi? Takimi pomysłami cofamy się o kilka lat. Ale kto by się tam przejmował zawodnikami. Następna szansa za cztery lata.
Na konferencji zadecydowano również, że trenerem kadry nie będzie już Krzysztof Kisiel, który jest teraz konsultantem kadry. Pan Kisiel ma już tylko jedną zawodniczkę w szkoleniu – Paulinę Buziak, która i tak trenuje regularnie tylko na obozach, a w domu nie robi nic. Kolejnym konsultantem został trener Lesław Lassota.
Część z Was może się zastanawiać, po co w ogóle lecę do Australii. Otóż od razu uprzedzam odpowiedz: BO TAK. Jest jasne jak bałwan, że w Polsce nie da się w zimie normalnie trenować, bo jest śnieg, mróz, wiatr i co tam jeszcze może szkodzić. A wyjazd na Antypody umożliwia ucieczkę od takich warunków, a dodatkowo poduczenie się języka, rozwój naukowy, i wiele innych. Opiszę jednak bardziej szczegółowo moje konkretne plany z tym wyjazdem związane następnym razem.
Zawsze znajdujemy się na początku drogi, którą trzeba później przejść…