Dość długo nie pisałem co u mnie, ale powoli nadrabiam zaległości. Mam wreszcie więcej czasu, więc teraz zamierzam wrócić do regularnego blogowania. Będę również relacjonował tutaj moje ostatnie przygotowania, a także sam wyjazd do Rio. Zaglądajcie regularnie! 😉
[more]
Przerwa w moim blogowaniu była spowodowana głownie oczekiwaniem na decyzje Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Dopóki nie wiedziałem, czy zakwalifikowałem się do Rio nie mogłem zdecydować, czy lecieć gdzieś na wakacje (np. do Honolulu), czy szykować się do najważniejszej imprezy czterolecia. Generalnie działacze bardzo długo trzymali mnie w niepewności. Według mnie powinni np. w ostatni dzień mistrzostw Polski w Bydgoszczy (czyli ostatnim terminie uzyskiwania kwalifikacji) zdecydować o naszym składzie. Niestety, na oficjalną decyzję musieliśmy czekać jeszcze prawie trzy tygodnie. Na szczęście decyzja okazała się dla mnie pozytywna i lecę do Rio, ale przez te wszystkie opóźnienia moje przygotowania nie są takie, jak sobie zaplanowaliśmy.
Rio już czeka na sportowców (fot. Ksenia Ragozina, shutterstock)
Jeśli chodzi o moje treningi to wyglądały one następująco. Po mistrzostwach Polski wystartowałem jeszcze na dystansie 3000m na stadionie, ponieważ dostałem zaproszenie od mojego przyjaciela – Roberta Hefferana z Irlandii. To już mój trzeci start w Cork, a wszystkie wyjazdy wspominam bardzo mile. Robi prosił, żeby uatrakcyjnić te zawody więc oczywiście się zgodziłem. Zająłem tam piąte miejsce z czasem 11:53. Wygrał Alex Wright, drugi Rob Heffernann, a trzeci Grzegorz Sudoł.
Krótki filmik z zawodów w Irlandii
Następnych kilka dni poświęciłem na aktywną regenerację. W swoim programie treningowym ustalam celowo od czasu do czasu tak zwany „tydzień regeneracyjny”, czyli dni, kiedy robię tylko spokojne, tlenowe treningi, dbam o odnowę biologiczną, a przede wszystkim fizycznie i psychicznie odpoczywam. Byłem więc pobiegać z kuzynem Norbertem w okolicach zamku w Olsztynie, potrenowałem te kilka dni w pięknych rejonach Częstochowy, pojeździłem na rowerze, popływałem. Zleciało bardzo szybko, a później z nowymi siłami zabrałem się za dalszy trening. Po tygodniu luzu zostało mi akurat 6 tygodni do startu w Rio, więc zacząłem BPS (Bezpośrednie Przygotowanie Startowe) to tych zawodów. Uważam, że taki spokojny tydzień po mistrzostwach Polski to właściwa droga – na pewno nie pojechałbym od razu po MP na obóz w góry albo w ogóle na jakikolwiek obóz. To zmarnowany czas. Pamiętajcie, że regenerację trzeba czasem celowo zaplanować, a nie ustalać ją dopiero wtedy, kiedy przyjdzie zmęczenie.
Na początek dalszych przygotowań udałem się do Zakopanego, gdzie trenowałem w tak wychwalanej w mediach hipoksji. Pokręciłem się trochę po górach, zrobiłem tlenową bazę i praktycznie prosto stamtąd miałem udać się na obóz do Livigno we Włoszech. Zakopane było przygotowaniem do większej wysokości, która ma mi „oddać” w odpowiednim czasie. Wiadomo, że co góry to jednak góry. Żadne Zakopane czy Szczyrbskie Pleso nie daje takich efektów jak obóz w St. Moritz, Font Romeu czy Livigno. Jeździłem w te wszystkie miejsca i mam już doświadczenie, a dobrze wykorzystane góry dają zawsze rewelacyjne efekty. Niestety i tym razem przez opóźnienia z PZLA musiałem delikatnie zmieniać plany. Noclegi miałem zarezerwowane, przejazd uzgodniony. Czas leciał, a decyzji nie było. Skład podano dopiero w czwartek, więc kilka dni musiałem to wszystko przesunąć, bo jak to u nas bywa, dopóki nie podadzą oficjalnej informacji niczego nie możesz być pewny. Generalnie dostałem wcześniej zapewnienia od ludzi „na samej górze” w Związku, że na igrzyska powinienem pojechać, więc „po kryjomu” cały czas się szykowałem. Ale nauczony doświadczeniami ostatnich lat czekam na oficjalne potwierdzenia, bo niestety kilka razy się już zawiodłem.
Tym bardziej byłem szczęśliwy, kiedy oficjalnie ogłoszono skład naszej Reprezentacji Polski na Igrzyska XXXI Olimpiady w Rio de Janeiro, a w niej moje nazwisko. Oczywiście nie obyło się bez kontrowersji. PZLA przyjęło zasadę (zresztą uważam, że bardzo słuszną), że na igrzyska pojadą wszyscy ci, którzy mają minima IAAF. Problem był w tym, że w chodzie na 20km było czterech kandydatów (ja, Dawid Tomala, Artur Brzozowski i Łukasz Nowak). PZLA mógł to zrobić jakoś bardziej sprawiedliwie, wziąć np. średnią trzech najlepszych wyników albo ogłosić wcześniej, że decydują mistrzostwa Polski. Z naszej czwórki na igrzyska nie pojedzie Dawid Tomala, bo tak ktoś zdecydował (nie wiadomo kto i nie wiadomo dlaczego). Wcześniejszych zasad i tak nikt nie respektował. Uważam, że problemem znowu pozostaje to, że nikt nic wcześniej nie wiedział. Wg mnie PZLA w ogóle powinien odejść od ustalania własnych minimów, tylko stosować minima IAAF i później zastosować np. ranking wyników. Dawid próbując uzyskać minimum w Alytusie stracił wiele sił, a gdyby wiedział, że decydują mistrzostwa Polski – to by sobie mógł odpuścić wcześniejsze zawody i szykować się tylko do MP. Oczywiście nie mam żadnych dowodów, że Łukasz o tym wiedział i np. oszczędzał siły w Alytusie. W każdym razie każdy w Polsce znający się na chodzie wie, że Dawid prezentuje dużo wyższy poziom na 20km i teoretycznie ma większe szanse uzyskać dobry wynik na 20km niż Łukasz (biorąc pod uwagę poprzednie lata itd.). Każdy, tylko nie PZLA. Sport nie jest sprawiedliwy i jakieś zasady trzeba było przyjąć, ale niestety kolejny raz nie obyło się bez niedomówień.
Tutaj trenuję w Livigno
Wracając jeszcze do mnie, od kilku dni przebywam już w Livigno we Włoszech. Byłem tutaj już parę razy przejazdem, będąc na obozie w Sankt Moritz przyjeżdżaliśmy tu na krótkie wypady. Teraz zdecydowanie stwierdzam, że do treningu miejsce to jest praktycznie tak samo dobre jak St. Moritz w Szwajcarii. Na pewno jest za to o wiele tańsze. No i mogę za free odbierać telefon, bo w końcu to Unia Europejska. 😉 Porównując do St. Moritz mogę powiedzieć, że trasa koło rzeki w Livigno to to samo co trasa koło lotniska w St. Moritz (w rzece stosuję już co jakiś czas krioterapię, brr:). Jest tu duża grupa znajomych chodziarzy (ze Słowacji, Litwy, Węgier, Grecji). Planuję też odwiedzać naszą kadrę w Sankt Moritz co jakiś czas. Dla mnie najważniejsze jest to, że treningi idą świetnie, aklimatyzacja przebiega mega korzystnie i czuję, że w Rio będzie dobrze. Tymczasem pora na trening…
Rio de Janeiro (zdjęcie pochodzi z artykułu: so.500px.com/rio-de-janeiro-photos/)