Sankt Moritz czy Livigno – które z nich jest lepsze do treningu?

Generalnie ten tekst będzie trochę na przekór. Trudno tak do końca mi się zdecydować, bo oba miejsca – zarówno Sankt Moritz, jak i Livigno bardzo mi się podobają. Jednak z racji tego, że byłem już w obu, mogę je do siebie porównać. Jeśli zastanawiacie się nad treningami w którymś z nich, może ułatwię trochę Wam wybór. Oba są wspaniałe, ale każde z tych miejsc ma trochę inne atuty.

[more]

Postaram się w kilku punktach przedstawić plusy i minusy obu wspomnianych miejsc, aby umożliwić Wam wybór najlepszego miejsca do treningu w górach. Jeśli akurat pomiędzy tymi dwoma miejscami będziecie się kiedyś zastanawiać. W każdym razie Alpy czekają. 

WYSOKOŚĆ NAD POZIOMEM MORZA

Oba miejsca leżą praktycznie na tej samej wysokości. Sankt Moritz to 1822m n.p.m., a Livigno 1809m n.p.m. Generalnie oba miejsca oddziela „górka”, bo oba leżą w dolinach, a oddziela je solidny masyw górski. Są też dość blisko siebie – dzieli je jakieś 45km, co zajmuje między 40 a 45minut autem w jedną stronę. W tym wypadku remis, bo korzyści z hipoksji będą podobne.

TRASY DO TRENINGU

W Sankt Moritz mamy stadion, więc jeśli ktoś z was potrzebuje od czasu do czasu zrobić szybsze odcinki na tartanowej bieżni, to Sankt Moritz będzie dla niego wygodniejsze. Ja przez mój ponad dwutygodniowy pobyt przyjeżdżałem specjalnie kilka razy specjalnie na takie treningi i nie stanowiło to problemu. Jeśli chodzi o ścieżki do dłuższego treningu, to myślę, że jest bardzo podobnie. Ścieżka rowerowo-piesza koło rzeki w Livigno to dla mnie praktycznie to samo co trasa koło lotniska w St. Moritz. W Livigno jest też trasa szutrowa koło jeziora, ale to tylko jakieś 2km w jedną stronę. Po drugiej stronie jest jeszcze „tunel”, czyli częściowo zasłonięta trasa, gdzie można schować się przed deszczem, a nawet śniegiem (tak, tak, w lecie też zdarzają się tu opady śniegu). W tej kwestii wygrywa chyba Sankt Moritz (ze względu na stadion), ale jeśli ktoś nie potrzebuje stadionu (pamiętajmy też, że ścieżki w Livigno mają pomierzone odcinki co 100m na szybszy trening), to Livigno będzie tak samo dobre.

Trasa koło rzeki w Livigno (fot. G. Sudoł)

WODA NA TRENINGU

W Livigno spodobało mi się to, że na trasach treningowych jest ogólnodostępna woda do picia. Jest kilka kraników, gdzie można napić się źródlanej wody. Smakuje świetnie, a w przypadku cieplejszej temperatury naprawdę się przydaje. Kiedy byłem w tym roku w Australii, woda dla biegaczy jest tam ponoć uregulowana prawnie i w każdym większym parku po prostu musi być darmowa „kranówka”, żeby można było się czegoś napić. W Livigno jest podobnie. Kiedy doczekamy się tego u nas?   

ODNOWA BIOLOGICZNA

W Livigno jest świetne centrum odnowy biologicznej – Aquagranda. W St. Moritz mogłem sobie co najwyżej wejść do lodowatej wody w rzece. W Livigno kilka razy też korzystałem z tej nieprzyjemnej, ale ponoć skutecznej (jeśli robiona nie za często) formy odnowy biologicznej (o czym pisałem np. tutaj). Jednak odnowa biologiczna w formie hydroterapii to zupełnie inna bajka. Oprócz basenu mamy tam saunę suchą i parową, kilka rodzajów jaccuzzi, masaże pleców, a nawet zjeżdżalnie czy inne bajery. Standardowy koszt to 15 Euro za cały dzień, ale jeśli powiecie, że jesteście „PRO” to dostaniecie 5 „Euraczy” zniżki. A jeśli przekonacie gościa w recepcji, że szykujecie się do Rio albo macie inne wysokie osiągnięcia, to pozwoli wam wejść za darmo, jeśli tylko pozwolicie sobie zrobić zdjęcie, które później zawiśnie w „Hall of Fame”. 😉 Wygrywa Livigno, chyba że coś zbudowali w Sk. Moritz od mojego ostatniego pobytu… 

Aquagranda (fot. G. Sudoł)

INNI SPORTOWCY

Nie wiem czy to plus czy minus, ale w obu miejscach spotkamy bardzo dużo różnych (ale też wielu znanych sportowców). Z jednej strony ktoś może powiedzieć, że to minus, bo trasy treningowe zmieniają się w sportową autostradę. Ale z drugiej strony jakoś przyjemniej jest pozdrawiać tych wszystkich sportowców skoncentrowanych na swoich przygotowaniach. Biegaczy narciarskich na nartorolkach, kolarzy, zarówno szosowych, jak i MTB, biegaczy klepiących kilometry, chodziarzy, rolkarzy, trochę spacerowiczów na wakacjach. Dla mnie to jednak plus, bo miło poznawać nowych ludzi i wymieniać kolejne kontakty. Tutaj chyba remis, bo w St. Moritz jest podobnie, ale chyba z lekką przewagą dla Livigno. 😉

POGODA

Wydawało by się, że pogoda w obu miejscach jest raczej taka sama, ale z racji tego, że sprawdzam sobie zawsze prognozę przed treningami zauważyłem, że w St. Moritz jest przeciętnie jakieś 5 stopni mniej. Generalnie mógł to być przypadek, ale tak przez ostatnie dwa tygodnie było. Ja tam jestem raczej ciepłolubny i jakoś ta pogoda przemawiała dla mnie na korzyść Livigno. Przez ostatnich 16 dni nie spadła na mnie na treningu nawet kropla deszczu, co można nazwać jako szczęście, z którym trzeba się po prostu urodzić, ale może jakaś reguła w tym jednak jest. W każdym razie trafiłem z pogodą idealnie. Nie mam też jakichś większych danych do porównania, więc daję remis. Z St. Moritz też mam prawie same zdjęcia przy pięknej, słonecznej pogodzie, więc tak do końca reguły nie ma…

SKLEPY BEZCŁOWE

Jak wyczytałem w najpopularniejszej internetowej encyklopedii, Livigno stanowi obszar strefy wolnocłowej, w związku z czym sprzedawane tam towary nie są obciążone podatkiem VAT ani akcyzą. Niższe ceny obejmują alkohol, perfumy, elektronikę, ubrania oraz paliwa. Przy wyjeździe z gminy w głąb Włoch znajduje się urząd celny. Przywilej ten sięga XVI w. i stanowił element zachęty dla ubogiej ludności do pozostania w trudno dostępnej miejscowości, by Lombardia (później – Włochy) miały podstawę do utrzymania roszczenia terytorialnego do gminy. Dzięki temu ceny produktów są stosunkowo niskie, zwłaszcza tzw. produktów ekskluzywnych. Za paliwo płaciłem 77 euro centów (76 kosztuje, jeśli sam sobie nalejesz paliwa). Reszta kosztuje tak jak na lotniskach, a nawet taniej, więc nie będę się rozpisywał. W tej kwestii zdecydowanie wygrywa Livigno.

KARNET NA KOLEJKI

Plusem pobytu w Sankt Moritz jest możliwość korzystania z darmowych przejazdów kolejkami, żeby wjechać sobie na szczyt i zobaczyć piękne widoczki. W Livigno tego nie uświadczymy, nawet nie wiem, ile kosztowałby wjazd na jakąś górkę, bo wszędzie wchodziłem piechotą albo podjeżdżaliśmy maksymalnie blisko autem i dalej „z buta”. W każdym razie tutaj Livigno nie wygrywa, ale jeśli już zrobimy sobie te piękne zdjęcia w Sankt Moritz, to kolejnym razem to ciągle wygląda to tak samo. 😉

CENY

Na koniec zostawiam kwestie finansowe. Koszty dotarcia do obu tych miejsc są podobne. Najtaniej wychodzi dojazd autem, choć – zależnie od miejsca, z którego startujemy w Polsce – trzeba liczyć się z całodniową wyprawą. W przypadku samolotu do Sankt Moritz najczęściej lata się do Zurichu i dalej pociągiem urokliwą trasą przez góry. Koszt to zazwyczaj ponad 2000zł, zależnie od linii lotniczej i czasu zakupu. Ja do Livigno leciałem z Krakowa do Bergamo i dalej autem (niecałe 180km). Koszt tanimi liniami (zależnie od czasu zakupu i wielkości bagażu to około 1000zł w dwie strony!). Koszty noclegu to zdecydowana przewaga Livigno. Ja pytałem znajomych o jakąś dobrą miejscówkę i znalazłem całe mieszkanko z aneksem kuchennym za 350Euro za cały, ponad dwutygodniowy pobyt (niewiele ponad 20 Euro za dzień). Do tego darmowe pranie, do dyspozycji mieliśmy rowery, bezprzewodowy internet i wszystkie rachunki oczywiście w tym. W Sankt Moritz ceny są kilkadziesiąt razy większe. Wystarczy powiedzieć, że Polski Związek rezerwuje miejsce, gdzie 3 dni kosztują tyle, co cały mój pobyt. Ale wiadomo, że związek nie liczy się z kosztami i może zaszaleć. Organizując to samemu raczej wybierzemy tańsze rozwiązanie, bo efekt hipoksji będzie dokładnie taki sam. Na koniec jeszcze koszty jedzenia, zarówno w sklepach czy restauracjach znowu przemawiają na korzyść Livigno. Co tu dużo ukrywać, Szwajcaria jest zamożniejsza, więc tak po prostu jest. Nawet to, że niektóre sieci komórkowe naliczają o wiele większe opłaty za rozmowy w Szwajcarii niż we Włoszech może być argumentem za wybraniem tego drugiego kraju. Tutaj Livigno wygrywa bez dwóch zdań. 


Widok ze słynnej mleczarni w Livigno

PODSUMOWANIE

Z racji tego, że byłem w obu miejscach, tzn. w St. Moritz i w Livigno mogłem pokusić się o porównanie tych dwóch miejsc (w odniesieniu do miejsca na trening). Jeśli chodzi o hipoksję, to oba zadziałają na nas identycznie. Wysokość jest praktycznie ta sama, więc jeśli tylko solidnie przepracujemy okres pobytu w górach wyniki krwi powinny się poprawić, a co za tym idzie – forma powinna poszybować w górę. Jeśli chodzi o okolice, to są podobne: piękne góry, które uprzyjemniają treningi, urokliwe trasy na pewno będą ukojeniem dla naszej głowy. Górskie rześkie i świeże powietrze w obu miejscach będzie odczuwalne, chociaż należy się nastawić na mniejszą zawartość tlenu, bo wysokość jest spora i na treningach w pierwsze dni trochę to poczujecie. Decydujące wydają się więc dla mnie kwestie finansowe. Jeśli nie śmierdzicie groszem i wolicie organizowanie wyjazdów niskobudżetowych, to Livigno będzie najlepszym rozwiązaniem. Ale jeśli macie odłożone więcej grosza, to St. Moriz jest świetnym miejscem, które też gorąco polecam.

%d blogerów lubi to:
search previous next tag category expand menu location phone mail time cart zoom edit close