Wczoraj wróciłem z ostatnich zawodów w tym sezonie. Nie były one tak udane, jakbym chciał, ale z drugiej strony trzeba docenić to, co udało mi się osiągnąć w tym sezonie wcześniej. Cały rok był bardzo udany i po prostu nie zdołałem dotrwać z formą tak długo. Po igrzyskach zaniedbałem też pracę na siłowni, stabilizację, więc sama końcówka moich startów była gorsza od oczekiwań. Pogubiłem się na pierwszym dniu w Chinach technicznie, ale walczyłem dalej i ukończyłem wszystkie cztery dni zawodów. To też sukces.
[more]
Kolejny dzień naszych zawodów (fot: marciadalmondo.com)
Podczas czterodniowych zawodów o nazwie „Around Taihu” – International Race Walking Multi-Day Comeptition w Wuzhong (Suzhou) już pierwszego dnia straciliśmy szansę na zwycięstwo. Straciliśmy nawet szansę na pierwszą szóstkę. A wszystko przez moje kartki, które dostawałem od sędziów za nieprawidłową technikę. Sędziowie gonili nas na motorach, a za każdy wniosek dostawaliśmy obowiązkowy i przymusowy postój w pit-stopie. Ja dostałem tych wniosków pięć (mimo, że pokazano mi 3), więc w wynikach nawet się nie znalazłem. A szkoda, bo wynik (1:29) nie był taki zły jak na panujący upał i wymagającą trasę.
Jako zespół zajmowaliśmy po pierwszym dniu ostatnie miejsce i mieliśmy jakieś 2 godziny straty do kolejnego zespołu. Ale nie poddaliśmy się i z każdym dniem zaczęliśmy piąć się w górę w klasyfikacji. I tak, każdego dnia wyprzedzaliśmy jeden zespół by ostatecznie zakończyć zawody na 14. miejscu. Każdy dzień był inny, obfitował w inne wrażenia i emocje. Szczególnie przydał się nam niezawodny głośnik na Bluetooth, który dodawał nam sił w tych trudnych chwilach, będąc z nami praktycznie na każdym etapie. Przydał się też selfie-stick, żeby uwiecznić te wiekopomne wydarzenia! 🙂
Team Poland w komplecie
Tak specyficzne zawody w Chinach to zawsze niesamowite wydarzenie. Oprócz bardzo ciężkiej rywalizacji, bo codziennie mieliśmy od 10 do 20km wyścigu, jest to również niesamowita atmosfera, którą niełatwo opisać słowami. Można tam wieczorem usiąść z innymi zawodnikami i spokojnie porozmawiać. Dlatego właśnie te zawody są zupełnie inne niż reszta naszych startów. Przez tydzień można wymienić poglądy na różne tematy, ustalić plany na kolejny sezon, zaplanować obozy przygotowawcze i po prostu miło spędzić czas. Po zawodach można też popłynąć w rejs statkiem czy pozwiedzać miasto albo po prostu zjeść jakąś żabę czy kaczkę.
Może żabkę?
Dziękuję mojemu teamowi „Poland” w składzie: Artur Brzozowski, Dawid Tomala (i moja skromna osoba) za walkę do samego końca! Wrócimy tam za rok, by pokazać się raz jeszcze z jak najlepszej strony, bogatsi o tegoroczne doświadczenia. Poniżej jeszcze kilka zdjęć z tego wydarzenia.
Rejs statkiem
Pani przewodnik tłumaczyła po chińsku, co zwiedzamy. Skończyło się na gestach.
Kto mówi?
Nieoczekiwany lider ostatniego dnia