Po około trzech tygodniach treningu we francuskim Font Romeu wróciłem do Polski i po jednym dniu spędzonym w domu pojechałem na Mistrzostwa Polski do Białegostoku, gdzie wystartowałem na dystansie 10 000m, zdobywając srebrny medal. A teraz została mi już „ostatnia prosta” przed mistrzostwami świata w Londynie. Tam będę reprezentował Polskę w chodzie na 20km już 13 sierpnia!
[more]
Obóz w Font Romeu, czyli mój powrót w Pireneje
W Font Romeu byłem wcześniej dwa razy, więc znałem to miejsce doskonale. Ośrodek lata świetności ma już dawno za sobą, a wiele obiektów aż prosi się o remonty. W przyszłym roku będzie wymieniana nawierzchnia na stadionie – i całe szczęście, bo w wielu miejscach jest już kiepsko. Nie wspominam wcześniejszych wyjazdów do Font Roemu najlepiej, bo zawsze trenowało mi się tam ciężko, a poprzednie przygotowania nie były najlepsze – sezony te miałem nieudane, a starty docelowe słabe. Tym razem trenowałem ostrożniej, kierując się wieloletnim doświadczeniem. Powinno być więc lepiej, ale też nie jestem w życiowej formie. Po przetrenowaniu w marcu wciąż noga nie kręci się tak, jakbym chciał, ale jest już o niebo lepiej, niż było. Mam jeszcze trochę czasu, żeby popracować nad moją formą i nie zamierzam zmarnować tego czasu.
Podczas MP w Białymstoku, lekko bolała mnie tutaj noga (fot.: T. Kasjaniuk, pzla.pl)
Diamentowa Liga w Londynie i mój nieudany występ
Z Font Romeu poleciałem na 1 dzień do Londynu na start na milę. Był to start nietypowy – sędziowie powiedzieli nam, że nie będzie tam ostrzeżeń, ale jeśli będą mieli wątpliwości co do techniki któregoś z nas od razu będzie dyskwalifikacja, na mecie. I tak zdjęto 3 zawodników (w tym mnie), dzięki czemu Rafał Sikora przesunął się aż na 4. miejsce. Sam za dużo nie kalkulowałem tylko od startu do mety cisnąłem ile się dało, w końcu pojechałem tam po Rekord Polski. Nie udało się, ale nie żałuję. Trzeba walczyć o wysokie cele. Z perspektywy czasu uważam, że za mocno trenowałem w ostatnich dniach przed startem. W piątek robiłem jeszcze trening 5×200/200m po 42 sekundy i 500m na koniec w 1.47 (to wszystko górach, na wysokości 1800m n.p.m.). W sobotę miałem podróż, a w niedzielę start, na którym czułem się jeszcze niewypoczęty, dlatego na ostatnim kole „zmroziło mnie”, jak to mówimy w sportowym żargonie. Na końcówce wyprzedził mnie Rafał, a ja zacząłem też popełniać błędy techniczne. Do startu na milę też trzeba być wypoczętym, więc to kolejna nauka na przyszłość. Na pewno podobały mi się same zawody, panowała doskonała atmosfera na stadionie, oglądaliśmy krótkie, sprawnie przeprowadzone zawody, a na trybunach panował cały czas żywiołowy doping. Czy kiedyś w Polsce doczekamy się Diamentowej Ligi, albo chociaż takiego wspaniałego klimatu i pełnych trybun?
Polecam w tym miejscu mój archiwalny tekst: „Mistrzostwa Marzeń”…
http://platform.instagram.com/en_US/embeds.js
Mistrzostwa Polski w Białymstoku
Praktycznie zaraz po zjeździe z gór udałem się do Białegostoku na Mistrzostwa Polski, gdzie wystartowałem w chodzie na 10 000m. W ostatnich latach na MP upodobałem sobie srebrny medal (w ubiegłym roku w Bydgoszczy i dwa lata temu w Krakowie też kończyłem ze srebrem). Nie inaczej było i tym razem. Do 6km maszerowałem z Meksykaninem Ederem Sanchezem i z Arturem Brzozowskim, a później utrzymywałem tempo mojego marszu, a oni zaczęli przyspieszać. Na ten etap przygotowań to całkiem dobry wynik. Jak mawiał „Papa” Stamm: „lepiej wygrać po brzydkiej walce, niż przegrać po pięknej”. Ja co prawda nie wygrałem, a moja technika ciągle wymaga korekty, ale cieszę się, że wracam do gry i powoli się rozkręcam. Nie jestem może najsilniejszym psem zaprzęgowym w stawce, ale też nie opóźniam za bardzo zaprzęgu, jak to mówią.
Dziękuję moim przyjaciołom, którzy specjalnie przyjechali do Białegostoku, aby mi kibicować. To niesamowite wsparcie! Teraz zostały mi ostatnie przygotowania do mistrzostw świata, a mój start na koniec mistrzostw, już 13 sierpnia po południu…